Płetwonurkowie topią się najczęściej nie pod wodą, ale będąc na powierzchni. Ta przewrotna i okrutna prawda miała się spełnić dzisiejszego popołudnia w swej jaskrawej formie...
Październikowe, wczesne popołudnie zdecydowanie pachniało już jesienią. Drzewa i krzewy pokryły się brązem, żółcią i czerwienią. Klucze ptaków szybujące ku słabnącemu słońcu, oznajmiały nadejście jesieni.
Mój dobry kolega od nurkowania, Henio, podjechał pod mój blok swoją Skodą i zatrąbił. Po załadowaniu do samochodu butli, skafandrów, pasów balastowych i innego sprzętu, ruszyliśmy w kierunku jeziora o nazwie Czarne. Jezioro to, oddalone około czterdziestu kilometrów od Oławy, jest średniej wielkości zbiornikiem w kształcie rogala i jest bardzo głębokie. Położone wśród lasów, charakteryzuje się dużą przezroczystością wody, co czyni je bardzo atrakcyjnym dla płetwonurków. Jezioro to znałem bardzo dobrze. Nurkowałem w nim od wielu lat, a z chwilą uzyskania karty łowiectwa podwodnego, polowałem także na ryby. Po jakimś czasie dołączył do mnie Henio, który właśnie tu stawiał swoje pierwsze kroki jako płetwonurek a potem także jako podwodny łowca.
Mój kolega był żonaty, miał dwie córki i pracował w firmie spedycyjnej z którą rozstał się niedawno przechodząc na rentę.
Henio był szczerym i oddanym kolegą i miał duże poczucie humoru. Poza mną miał wielu kumpli i był bardzo lubiany. Lubił też wypić. W jego Skodzie zawsze jeździła butelczyna Finlandii czy innego trunku. Tak na wszelki wypadek.
Tego dnia, od rana, wiał dość silny, nieprzyjemny północno-zachodni wiatr. Z rzadka, spomiędzy pędzących po niebie chmur wyglądało słońce.
Byłem jeszcze w pracy, gdy około południa zadzwonił Henio i zaproponował mi wspólną wyprawę na podwodne polowanie na węgorze. Nie wykazałem jednak entuzjazmu dla tej propozycji.
- Pojedźmy - nalegał. - Po ostatnich przymrozkach woda jest już sklarowana i będzie dobra widoczność. Czuję, że natrafimy na węgorze i zrobimy mały zapasik na święta.- Butle mam naładowane -dodał.
Chociaż butle mojego akwalungu były także pełne i zawsze byłem pierwszy na takie wyprawy, to tym razem jednak coś mnie wstrzymywało. Jakbym coś przeczuwał...
Ostatnio czułem się trochę przemęczony i podziębiony. Woda w jeziorach po przymrozkach była już wychłodzona a mój skafander był średniej grubości i choć doskonale sprawdzał się latem, to na jesienne wyprawy był już jednak nieodpowiedni.
Henio, jakby wyczuwając moje obawy zaproponował mi swoją starą rosyjską bermudkę. Bermudka, to cienki skafander bez kaptura z krótkimi nogawkami i rękawami.
- Założysz ją na swoją piankę i nie zmarzniesz - naciskał.
- Tak, ale będę opięty i nie będę mógł oddychać. Poza tym jest tak nieprzyjemnie. Wieje zimny wiatr i na jeziorze będzie duża fala.- Nie damy rady dopłynąć do naszego podwodnego cypla. To przecież około siedmiuset metrów, po drugiej stronie jeziora - broniłem się.
Widziałem, jak bardzo Henio był napalony na ten wyjazd i w końcu zgodziłem się.
Jechałem wciśnięty w siedzenie samochodu i oglądałem jesienne krajobrazy. Obaj milczeliśmy. Wybraliśmy się na to jezioro nie pierwszy raz w tym roku. Byliśmy tam już kilka razy latem. Dzisiejsze nurkowanie miało się bardzo różnić od poprzednich. Miało być znacznie trudniejsze z uwagi na zimną wodę o tej porze roku oraz plany przepłynięcia ze sprzętem na drugą stronę jeziora. To było rzeczywiście wyzwanie, które jak zawsze, bardzo mnie ekscytowało. Wspominałem moje samotne wyprawy. Im trudniejsze były warunki nurkowania, im bardziej dostawałem w kość, tym miałem zawsze większą satysfakcję po wyprawie.
-A jak będzie tym razem?- zadawałem sobie pytanie.
Potem przeniosłem się myślami nad jezioro i przerabiałem sobie w wyobraźni, krok po kroku, co i jak będziemy robili nad wodą a potem już w wodzie. W tak trudnym i niebezpiecznym sporcie, jak nurkowanie, każdy szczegół jest ważny i może decydować o sukcesie lub klęsce.
Zamierzaliśmy ubrać się w skafandry na brzegu, obciążyć pasami balastowymi, założyć akwalungi na plecy, wziąć kusze i nizałki na ryby i przepłynąć z tym wszystkim wpław, na drugą stronę jeziora. Tam, mieliśmy pływając z butlami przy dnie, poszukać skupiska węgorzy a następnie już bez butli, po cichu, na bezdechu - zapolować na nie.
W pewnej chwili Henio zaintonował "Lubię kiedy się zieleni". Stało się już niejako tradycją, że śpiewaliśmy tę melodyjną acz niezbyt muzycznie ambitną piosenkę podczas jazdy na wspólne wyprawy. Natychmiast dołączyłem do niego. Atmosfera w samochodzie nieco się ożywiła.
Po niecałej godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Zjechaliśmy znaną nam drogą możliwie najbliżej brzegu by nie nosić naszych ciężarów zbyt daleko. Po ułożeniu całego ekwipunku na trawie, rozebraliśmy się, zamknęli ubrania w samochodzie i zaczęliśmy ubierać skafandry.
Na chwilę wyszło słońce. Było już nisko i rozjaśniło żółte drzewa na cyplu po drugiej stronie jeziora. Na jeziorze nie było widać żadnej łodzi. Falująca woda była ciemna i groźna.
Kątem oka zauważyłem, że Henio ma płetwy starego typu, mocowane jeszcze na paski nad piętą. W jednej płetwie pasek był krótszy i zaczepiony do płetwy tylko jednym końcem. Radziłem mu już kiedyś by zmienił płetwy na bardziej nowoczesne i bezpieczne, ale do tej pory nie udało mu się tego zrobić. Mój kolega przywiązywał zbyt małą wagę do swojego sprzętu.
- Uważaj na ten pasek, bo jak ci się odepnie na jeziorze, to stracisz płetwę. A na tej fali, to wolę nie myśleć... - powiedziałem.
Jako starszy i bardziej doświadczony nurek czułem się odpowiedzialny za kolegę. To uczucie towarzyszyło mi zawsze podczas naszych wspólnych wypraw.
Chociaż Henio był dobrym i sprawnym pływakiem, to utrata jednej płetwy przy pełnym obciążeniu i na dużej fali, stwarzały dla niego poważne zagrożenie.
Ubraliśmy skafandry, a ja na swój założyłem dodatkowo bermudkę. Miało być mi cieplej ale nie byłem z tego do końca zadowolony. Bermudka sprawiała, że byłem bardziej opięty i oddychało mi się dużo trudniej.
Weszliśmy do wody. Natychmiast poczułem jak zimna woda wciska się każdą szczeliną pod skafander. Po chwili, gdy się ogrzała, to przestała chłodzić ciało.
- To co Heniu. Popłyniemy na cypel. Ja zejdę wgłąb już z tego brzegu, zobaczę co tam się dzieje, potem wypłynę na powierzchnię i dołączę do ciebie. Uważaj na fale. Odkręć zawór abyś w razie czego miał czym oddychać - powiedziałem patrząc na kolegę.
Zszedłem pod wodę. Zrobiło się cicho i spokojnie. Nie było tu ani fali, ani wiatru. I ten wspaniały stan nieważkości. Usłyszałem znany mi szum powietrza przy wdechu i po chwili dźwięczny odgłos niezliczonych bąbli muskających moje ciało, ulatujących do góry. Lubiłem te odgłosy. Kojarzyłem je zawsze z wejściem w jakże piękny i ciekawy, podwodny świat.
W tym miejscu spad był duży i płynąłem niemal pionowo w dół. Wokół było z początku jasno-zielono, potem robiło się coraz ciemniej i brunatno. Widoczność wokoło była bardzo dobra.
Po jakimś czasie spad się skończył i ujrzałem płaskie i dość jasne dno. Byłem na ośmiu metrach głębokości. Miałem tu już pływalność ujemną i miękko osiadłem brzuchem na mulistym dnie. Rozejrzałem się dookoła. Kilka metrów dalej, tuż nad dnem zobaczyłem dwa niewielkie okonie. Opływały mnie szerokim łukiem.
Popłynąłem jeszcze kilkanaście metrów w kierunku środka jeziora, po czym, nie widząc dalszego sensu pływania w tym miejscu, zdecydowałem się wynurzyć i dołączyć na powierzchni do Henia.
Płynąc do góry, po chwili w odległości kilku metrów nad sobą, ujrzałem jasnoniebieskie, pomarszczone fale. Zawsze lubiłem ten widok spod wody, gdzie było tak cicho i spokojnie. Zdarzało się, że nurkowałem w czasie burzy. Błyski piorunów robiły niesamowite wrażenie, gdy na moment rozświetlały dookoła ten jakże inny od naszego, uroczy świat. Albo ulewa widziana spod wody w postaci tysięcy kropli usiłujących wedrzeć się wgłąb jej gładkiej, ołowianej powierzchni. Jakże inne, jakże piękne i głębokie były to doznania.
Wypłynąłem na powierzchnię jeziora. Natychmiast rozejrzałem się za Heniem. Był nieco z tyłu i ostro walczył z falami.
Odwróciłem się na plecy, wyjąłem ustnik fajki oddechowej i zacząłem płynąć na drugą stronę jeziora. Ciężkie, pełne sprężonego powietrza butle ciągnęły mnie nieco w dół. Zbliżyliśmy się do środka jeziora. Tu wiało silniej i bardziej bujało. Fala co chwilę zalewała mi twarz. Musiałem uważać aby nie zachłysnąć się wodą. Walcząc z falą i prądem wody, mocno pracowałem płetwami. Co jakiś czas zatrzymywałem się i odwracałem do tyłu, by sprawdzić, czy płynę w dobrym kierunku i by zobaczyć, gdzie jest kolega, ale nie mogłem go nigdzie dostrzec i zacząłem się już martwić.
Nie powiem, że czułem się komfortowo w tych warunkach. Każdy z nas był zdany tylko na siebie.Teraz nie było już jednak odwrotu. Musieliśmy obaj dopłynąć do drugiego brzegu. Gdybyśmy nie dali rady, to groziła nam śmierć. Wtedy po raz kolejny zdałem sobie sprawę z tego, że siły natury są potężne i bezwzględne. My zaś wobec nich - nic nie znaczący i bardzo mali. Zacząłem po trosze żałować decyzji o wyjeździe.
Byłem już w podobnej sytuacji wielokrotnie podczas moich samotnych nurkowań. Czasem musiałem wracać do brzegu i to na długim dystansie, płynąc jedną nogą, z drugą unieruchomioną w bolesnym skurczu. Zdarzało się jesienią, że po nurkowaniu i silnym wychłodzeniu, skurcz łapał mnie w obie nogi. Wtedy nie było żartów i nie byłem już tak pewny siebie. Zawsze jednak udało mi się wrócić. A jak będzie tym razem? Czy nie zdarzy się coś nieprzewidzianego? Miałem coraz więcej obaw.
Jak każdy ciężki wysiłek, tak i ten zdawał się nie mieć końca. Po blisko pół godzinie dopłynąłem w końcu do trzciny na cyplu. Prawie całkowicie zanurzony, stanąłem na dnie tyłem do brzegu, uniosłem maskę i zacząłem wyglądać kolegi.
Po dłuższej chwili zauważyłem ciemny kaptur jego skafandra w odległości około trzydziestu metrów na wodzie i odetchnąłem z ulgą. Jednak coś mnie tknęło, coś było z Heniem nie tak. Dostrzegłem, że płynął on z trudem, na boku i zdawał się być zbytnio zanurzony.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej opuściłem maskę, wziąłem rurkę do ust i popłynąłem w kierunku kolegi. Gdy zbliżyłem się do niego, zauważyłem, że płynął on tylko na jednej płetwie zaś drugą, z luźnym, odpiętym paskiem trzymał w ręce. Był bardzo zmęczony.
Wówczas, stało się najgorsze, co się mogło stać w tej chwili, bo spadła mu z nogi druga płetwa i zataczając koło popłynęła w dół. Dla obciążonego płetwonurka utrata obydwu płetw na jeziorze i przy dużej fali zawsze oznacza nieszczęście.
Henio wypuścił z ręki kuszę oraz płetwę i gwałtownymi ruchami rąk i nóg usiłował utrzymać się na powierzchni. Pomimo to, zbyt obciążony, zalewany przez fale, zaczął tonąć. Błyskawicznie podpłynąłem do niego od tyłu i podtrzymując go próbowałem podać mu ustnik akwalungu. Było już jednak za późno. Fala zalała mu twarz i zachłysnął się wodą. Zaczął kaszleć. Prawie, że się dusił.
Pracowałem mocno płetwami by utrzymać nas obydwu na powierzchni. Po chwili poczułem, że powoli tracę siły i zaczyna mi brakować tchu, że długo tak nie wytrzymam.
Pas !!!- krzyknąłem głośno. - Odepnij pas !!!
Henio był już jednak półprzytomny. Nie był w stanie odpiąć swojego pasa balastowego. Zaczął wydawać głośny, gardłowy i okropny krzyk.
Byłem przerażony. Sytuacja stała się niezwykle dramatyczna i zacząłem spodziewać się najgorszego. Byliśmy zdani tylko na siebie, a właściwie - tylko na mnie.
W tym momencie puściłem Henia, opłynąłem i zanurzyłem się, by samemu odpiąć mu pas. Na szczęście, udało mi się to już za pierwszym razem. Widziałem, jak pas z ciężkimi ołowianymi ciężarami zsunął się po jego nodze i zniknął w głębinie.
Pozbawiony balastu, przechylony na bok, Henio wykrztusił wodę i powoli dochodził do siebie. Po chwili zaczął wolno i niezdarnie płynąć w kierunku brzegu.
Wynurzyłem się na powierzchnię. W tym momencie zaczęły migotać mi gwiazdy przed oczami i poczułem, że brakuje mi powietrza. Pomimo, że byłem na powierzchni i mogłem oddychać, poczułem, że zaczynam się dusić. Teraz mnie groziło omdlenie.
Utrzymywanie nas obydwu i to solidnie obciążonych na falach i przeżywany stres, kosztowały mnie zbyt dużo wysiłku. Pojawił się głęboki deficyt tlenowy. Byłem opięty dwoma ciasnymi skafandrami, a to bardzo utrudniało mi oddech.
Odruchowo odpiąłem swój pas balastowy, który natychmiast poszedł na dno. Byłem już znacznie lżejszy. Położyłem się na wodzie twarzą do góry by ograniczyć wysiłek do minimum. Lekko wachlowałem płetwami i rękoma aby tylko utrzymać pozycję leżącą. Wiedziałem, że liczyły się najbliższe sekundy. Zamknąłem oczy i głęboko wciągałem powietrze. Znalazłem się na krawędzi i byłem tego w pełni świadomy.
Dopiero po dłuższej chwili odzyskałem oddech i poczułem się znacznie lepiej.
Henio, nienaturalnie przechylony przez akwalung na bok, niczym ranny ptak, dopływał do trzciny. Powoli, ja także, popłynąłem do brzegu.
Wiedziałem, że jesteśmy już bezpieczni.
Zdjęliśmy akwalungi, zostawiliśmy je w wodzie i wypełzliśmy na brzeg. Przez dłuższą chwilę leżeliśmy w jakichś chaszczach i milczeliśmy. Odpoczywaliśmy. Nasze myśli krążyły wokół zdarzenia sprzed chwili. Obaj wiedzieliśmy, że byliśmy o krok od śmierci.
Raptem wydało mi się, że woda jest ciepła i piękna, a nie - zimna i szara, niebo-cudowne, a nie - groźne i ołowiane, a życie - wspaniałe i kolorowe.
-Wiesz, nie dałbym sobie rady sam - rzekł Henio w pewnym momencie. - Ale gdybyś mi nie pomógł, to musiałbyś sobie radzić z dwiema kobietami - swoją i moją. A moja jest diabelnie wymagająca...Wiesz, co mam na myśli...- koledze najwyraźniej powracał dobry humor. - Nie mam jednak pojęcia, dlaczego utopiłeś swój pas balastowy kiedy było już po wszystkim?- dodał zaciekawiony.
-Bo nie chciałem, żebyś to ty musiał sobie radzić z dwiema kobietami - odparłem ze śmiechem.
musisz popracować nad stylem, fantastyka to nie jest twój ulubiony gatunek, jak wymyslasz to niestety musisz nabyć wiedzy o tym o czym piszesz, a poza tym......mogliście wypic tę flaszkę Finlandii przed, to obyłoby się bez kłopotów, Heniu na pewno dał by radę:)
Ja sie zastanawialem ile zescie tego olowiu zapakowali na siebie, ze po utracie pletw ciagnelo Henia w dol i napierw bym pomyslal o napompowaniu workow wypornosiowych na maksa zanim bym zaczal cos zrzucac - no i po co nurek ma rece - ja jak potrzebuje to ich do plywania uzywam?!
nie bylo takie straszne to opowiadanie,troszke moze przynudzasz ale nawet sie przeczytalo.
dwie uwagi-dlaczego nie napompowaliscie kamizelek,czy poprostu nuraliscie w samych uprzezach.bo jesli nurkowaliscie w samych uprzezach to was rozumiem bo mialem kiedys identyko sytuacje,tylko trzeba bylo napisac ze nuraliscie bez bo takto brzmi bez sensu
ale druga sprawa.nikt ci nie uwierzy ze miales obczaic wegorze ze scuba a zapolowac free.
poprostu klusownik jestes
Dzięki za opowiadanie. Fajnie się czytało.
Gringo, Domin - kolega tu nie napisał kiedy ta przygoda się działa.
Wiecie w zamierzchłych czasach jakieś 15-20 lat temu nie było czegoś takiego jak worek wypornościowy.
Nurkował się w samej piance i zestawie kajman. A głębokości rzędu 20 - 30m to był kosmos.
To wtedy powstawały takie cudowne umiejętności jak nawigacja, bo jak się pomyliłeś i wyszło wynurzyć się na środku jeziora to musiałeś z płetwy bez jacketu dawać do brzegu na samych płetwach.
To dlatego w CMAS i LOK były takie zaliczenia na stopnie jak przepłynięcie 500, 1000 albo 1500m w sprzęcie nurkowym w godzinę po powierzchni.
Teraz nurkowanie to całkiem inna bajka.
Dzięki za opowiadanie. Fajnie się czytało.
Gringo, Domin - kolega tu nie napisał kiedy ta przygoda się działa.
Wiecie w zamierzchłych czasach jakieś 15-20 lat temu nie było czegoś takiego jak worek wypornościowy.
Nurkował się w samej piance i zestawie kajman. A głębokości rzędu 20 - 30m to był kosmos.
To wtedy powstawały takie cudowne umiejętności jak nawigacja, bo jak się pomyliłeś i wyszło wynurzyć się na środku jeziora to musiałeś z płetwy bez jacketu dawać do brzegu na samych płetwach.
To dlatego w CMAS i LOK były takie zaliczenia na stopnie jak przepłynięcie 500, 1000 albo 1500m w sprzęcie nurkowym w godzinę po powierzchni.
Teraz nurkowanie to całkiem inna bajka.
Dziękuję. To rzeczowa i trafna uwaga. Rzeczywiście działo się to dawno temu a wtedy nurkowało się zupełnie inaczej niż teraz. Ani ja, ani kolega nie mieliśmy jacketów. On pływał w kajmanie, ja zaś w ukrainie. Pozdrawiam.
Rzeczywiście działo się to dawno temu a wtedy nurkowało się zupełnie inaczej niż teraz. Ani ja, ani kolega nie mieliśmy jacketów. On pływał w kajmanie, ja zaś w ukrainie. Pozdrawiam.
aha... ? czyli kajman i nowoczesne płetwy (co to wogóle jest nowoczesna płetwa
Witia napisał/a:
że Henio ma płetwy starego typu,
Witia napisał/a:
Radziłem mu już kiedyś by zmienił płetwy na bardziej nowoczesne
przyjmując że firmy spedycyjne powstały po 90 roku ... t o to poniżej
Witia napisał/a:
pracował w firmie spedycyjnej z którą rozstał się niedawno przechodząc na rentę
jakoś nie trzyma się kupy
Witia napisał/a:
W jego Skodzie zawsze jeździła butelczyna Finlandii czy innego trunku
to Finlandia to jeszcze późniejszy czas
"Finlandia Vodka Worldwide Ltd. produkuje napoje alkoholowe koncentrując się na wódkę. Wódka jest dostępny w smakach, takich jak Finlandia Cranberry i Finlandia Lime. Firma została założona w 1994 roku i ma siedzibę w Helsinkach w Finlandii. Finlandia Vodka Worldwide Ltd. działa jako spółka Brown-Forman Corporation.
ale za młody jestem by pamiętać ... kiedy wchodził ten nowoczesny sprzęt a do kiedy nurkowało się na kajmanach...
Nuroslaw [Usunięty]
Wysłany: 20-02-2011, 20:13
HAJOWATHA napisał/a:
Dzięki za opowiadanie. Fajnie się czytało.
Gringo, Domin - kolega tu nie napisał kiedy ta przygoda się działa.
Wiecie w zamierzchłych czasach jakieś 15-20 lat temu nie było czegoś takiego jak worek wypornościowy.
Nurkował się w samej piance i zestawie kajman. A głębokości rzędu 20 - 30m to był kosmos.
Nie masz pojęcia o czym piszesz. 20 lat temu były już jackety. Przed jacketami były słynne KRW zakladane z przodu, w nurkowaniu wykrzystywane od lat 60-tych. Choć w Polsce dosć rzadkie, jak i wiele innego sprzętu,
A nurkowało się na powietrzu spokojnie do 50m, a niektórzy nawet głebiej. A pływanie na odległość - cóż nurek musiał mieć kondycję, a bez jakcetu pływa się lżej, tak gwoli scisłości.
A co do samego opowiadania - dużo nieścisłosci. Polowanie z butlą - karalne, wyciąganie węgorzy z nor - karalne.....,
Ja jeszcze w swoim garazu posiadam zestaw płyta stalowa, twinset, maska pełnotwarzowa - czyli WOZDUCH (takie wolne tłumaczenie ) - bardzo archaiczny sprzęt, dotego płetwy Akwanawt. Nie mam natomiast tych desek ze Stomilu
Ostatnio zmieniony przez Nuroslaw 20-02-2011, 20:25, w całości zmieniany 2 razy
Dzięki za opowiadanie. Fajnie się czytało.
Gringo, Domin - kolega tu nie napisał kiedy ta przygoda się działa.
Wiecie w zamierzchłych czasach jakieś 15-20 lat temu nie było czegoś takiego jak worek wypornościowy.
Nurkował się w samej piance i zestawie kajman. A głębokości rzędu 20 - 30m to był kosmos.
To wtedy powstawały takie cudowne umiejętności jak nawigacja, bo jak się pomyliłeś i wyszło wynurzyć się na środku jeziora to musiałeś z płetwy bez jacketu dawać do brzegu na samych płetwach.
To dlatego w CMAS i LOK były takie zaliczenia na stopnie jak przepłynięcie 500, 1000 albo 1500m w sprzęcie nurkowym w godzinę po powierzchni.
Teraz nurkowanie to całkiem inna bajka.
przeciez ja nie neguje ze bez kamizelki nurkowal bo i mi sie zdarzylo pare razy mimo ze mlody jestem.
ale nie polecam wlasnie ze wzgledow o jakich pisal autor opowiadania.
wlasnie na "planete"leci stary film jackuesa cousteau,jak to sie drzewiej nurkowalo.nie widze u zadnego z nurkow jakiegokolwiek urzadzenia wypornosciowego.
nie ulega watpliwosci ze dawniej trzeba bylo miec krzepe by nurkowac.nie to co dzis.sami eksperci.
ps.niech sie ucza jak sie powinno krecic filmy podwodne,by widzom nie kleily sie oczy po 3min projekcji.
ps.to opowiadanie to jedyny post w tej kategorii ktory dalem rade przeczytac w calosci.
Witia, na Dive Treku jest dział przypadki nurkowe...Myślę że gdybyś to skrócił, wyciągnął esencję, to też warto to tam wrzucić jako przestroga przed lekceważeniem nawet drobnych niesprawności sprzętu...
Witia, na Dive Treku jest dział przypadki nurkowe...Myślę że gdybyś to skrócił, wyciągnął esencję, to też warto to tam wrzucić jako przestroga przed lekceważeniem nawet drobnych niesprawności sprzętu...
a przede wszystkim jako lekcewazenie wszelkich zasad bezpieczenstwa, bo sprzet to zdecydowanie na drugim miejscu....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Administrator FORUM-NURAS uprzejmie informuje, że nie ponosi odpowiedzialności i w żaden sposób nie ingeruje w treść wypowiedzi umieszczanych przez użytkowników na Forum.
Zastrzega sobie jedynie prawo do usuwania i edytowania, w ciągu 24 godzin, postów o treści reklamowej, sprzecznej z prawem, wzywających do nienawiści rasowej, wyznaniowej, etnicznej
czy tez propagujących przemoc oraz treści powszechnie uznanych za naganne moralnie, społecznie niewłaściwe i naruszających zasady regulaminu.
Przypominam, że osoby zamieszczające opinie, o których mowa powyżej, mogą ponieść za ich treść odpowiedzialność karną lub cywilną.
Serwis wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane na Twoim komputerze. Technologia ta jest wykorzystywana w celach funkcjonalnych, statystycznych i reklamowych. Pozwala nam określać zachowania użytkowników na stronie, dostarczać im odpowiednie treści oraz reklamy, a także ułatwia korzystanie z serwisu, np. poprzez funkcję automatycznego logowania. Korzystanie z serwisu Forum-Nuras przy włączonej obsłudze plików cookies jest przez nas traktowane, jako wyrażenie zgody na zapisywanie ich w pamięci urządzenia, z którego korzystasz.
Jeżeli się na to nie zgadzasz, możesz w każdej chwili zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Przeczytaj, jak wyłączyć pliki cookie i nie tylko