Wiek: 48 Dołączył: 02 Maj 2012 Posty: 709 Skąd: Warszawa
Wysłany: 19-08-2012, 15:14 Pierwsze kroki na Bałtyku
Witam,
Zapraszam do przeczytania moich wrażeń i obejrzenia zdjęć (w linku, na końcu) z moich pierwszych kroków stawianych na bałtyckich wrakach . A więc...
Pogoda od początku nie sprzyjała, w nocy wiatr jak dziki miotał przyczepą, w której spaliśmy. Rano opatulony w kurtkę i jedyną ciepłą bluzę zabraną na ten przecież gorący (teoretycznie) lipcowy tydzień, z czapką zasuniętą prawie na oczy dreptałem w stronę portu. „Będę rzygał, nie mam wątpliwości” - pomyślałem patrząc na kołyszącego się riba i fale z białymi grzbietami. Jak się później okazało, na kursie wrakowym są jeszcze gorsze rzeczy niż choroba morska.
Zaczynamy na lądzie. Maria, z którą kończyłem kurs SD, Daria - moja żona, już z podwodnym doświadczeniem na morzu i ja - koleś, który zaczął nurkować, by nie nudzić się w Egipcie. Życie jednak pokazało, że zimne, ciemne polskie wody bardzo mi się spodobały.
Na wstępie Majki opowiadał o sieciach, linach, zardzewiałych blachach, prądach, falach i innych problemach, z którymi nie spotyka się typowy nurek wychowany na Koparkach czy na Zakrzówku. Różnice są tak duże i istotne, jak pomiędzy żeglarstwem pełnomorskim a śródlądowym – niebo a ziemia. Potem przechodzimy do praktycznych ćwiczeń z poręczówką i konfiguracji sprzętu.
Pierwsze nurkowanie odbywa się w porcie. Półtora metra głębokości, ślepa maska i Majki skrupulatnie zawiązujący i plączący kilkumetrową sieć. Dziewczyny mają pomagać, bym się za szybko nie zaplątał. W ruch idzie mój kultowy, wielki niczym kosa Rambo, nóż na rekiny. Staram się ciąć spokojnie i rozmysłem. Najtrudniejsze się okazuje oswobodzenie automatu. Gdy już nie mam problemów z oddychaniem zabieram się za resztę. Niestety, wielki nóż ma tyle samo plusów, co minusów. Po kilku minutach szamotaniny jestem bardziej zaplątany, niż na początku. W końcu zdaję sobie sprawę, że w rzeczywistości bez pomocy partnera nie było by wesoło. Chwilę później walkę zaczyna Daria – jej mały, przypominający sprzęt do obierania ziemniaków, DIR-nożyk okazuje się być najlepszym narzędziem. Najwięcej zaciekłości wykazała jednak Maria, która przez chwilę wydawała być się zaplątaną od stóp do głów. Po chyba 20 minutach zaciętego wicia się z nożem, udało jej się oswobodzić. Ja w całym tym zamieszaniu gubię maskę. Jest jednak tak zamącone, że decydujemy się rozpocząć poszukiwania po kilku godzinach.
Czy wypłyniemy dzisiaj na wrak? Nie wiem, gdyż mocno wiatr chwilami osiąga 7 stopni w skali Beauforta.
Po udanych poszukiwaniach maski- alarm. Bosmanat się zgadza na wypłynięcie, ruszamy na Groźnego! Szybko dobijam twina, pakujemy się na riba i ruszamy. Szyper nie żałuje gazu, a jako że siedzę z przodu, co chwilę przyjmuję całkiem pokaźne fale. Po dotarciu na pozycję nie ma czasu. Sprawdzenie sprzętu (chyba z trzecie w moim wykonaniu – opowieści o nurkach wodujących się z zakręconymi butlami są dość przekonujące, by nie zabić się w tak głupi sposób) i siup do wody.
Po dotarciu do poręczówki, szybko się zanurzamy. Jeszcze raz sprawdzamy sprzęt, tym razem na 5 metrach, lekko bujając się przy opustówce. Wizura nie zachwyca – wynosi góra 2 metry. Cała grupa (był z nami jeszcze Adam, absolwent kursu wrakowego) zanurza się na około 13-14 metrów. Tam dno robi się jakieś dziwne. Ktoś położył jakiś kamień? Nie, to Groźny! Zaczynamy poręczowanie, robiąc przy tym trochę zamieszania. Jest prawie ciemno, robotę utrudnia także silny prąd. Dość szybko osiągamy ustalone limity gazu. Powoli wynurzamy się przy opustówce, nie pomijając przystanku bezpieczeństwa na 5 metrach. Strzelamy też bojki – z pełnym powodzeniem (ćwiczyliśmy wcześniej w porcie, po wycinaniu się z sieci).
Po wypięciu się ze sprzętu i wpakowaniu na bujającego się riba bardzo się cieszę, że zaraz ruszamy. Niestety ta radość nie trwała długo. Jeden nurek, nie z naszej grupy, jeszcze pozostał pod wodą. To było jedno z dłuższych 15 minut w moim życiu. Wywieszony za burtę pozbywam się całego zapasu serków Danio, które jadłem od rana w celu… no właśnie w tym celu. Rozumie mnie tylko Majki, robiący dobrą minę do złej gry, ale tak naprawdę także okrutnie doświadczany przez chorobę morską. Bierze to i najlepszych – pocieszam się!
Całe niedzielne przedpołudnie to oczekiwanie na słabszy wiatr. Startujemy około 14! Jeszcze jedno Danio, by życie nabrało smaku w obie strony, i ruszamy! Na szczęście morze jest dzisiaj trochę spokojniejsze. Zanurzenie wydaje się być łatwiejsze – jestem już trochę oswojony z bałtycką wodą. Dzisiaj mamy specjalnie nie trafić na wrak i zacząć fachowe poszukiwania z użyciem poręczówki. Po sprawdzeniu sprzętu lądujemy na 18 metrach. Dno jest piaszczyste, a jego dotknięcie nie wywołuje podniesienia się osadów, jak ma to miejsce w śródlądowych zbiornikach. Zresztą prąd jest na tyle silny, że wszystko co się unosi natychmiast jest „zwiewane” dalej. Montujemy poręczówkę i… Daria jest totalnie zaplątana zaworami butli w grubą linę. Chyba się wkręciły włosy, będzie trzeba ich trochę obciąć. Cóż, wyciągam nóż i ratuję żonę! Tylko dlaczego ona zamiast docenić mnie – dzielnego bohatera – śmieje się dziko, zalewając do połowy maskę? Po chwili znam odpowiedź – nie mogę się ruszyć. To Majki sumiennie wiązał pętlę z grubej liny na zaworach mojego twina. W kokardę! Na szczęście sytuację udało się opanować.
Maria rozwija poręczówkę i całą grupą, gęsiego docieramy do wraku. Tu zaczynają się następne problemy. Kolejny wdech i… zasysam denko butli, nie mam gazu! Automat zapasowy również nie podaje powietrza. Szybki znak „out of gas” i po chwili mam czym oddychać – z pomocą przyszła Daria. Ciągnę gaz jak smok, adrenalina daje znać o sobie. Grożę Majkiemu sekatorem, dając do zrozumienia, że jak jeszcze raz pozakręca mi kurki, to poucinam palce. Praca instruktora jest naprawdę niebezpieczna.
Awarie spotykają również pozostałą część naszej grupy, ale ze wszystkim ostatecznie dajemy sobie radę. Denerwuję się, myślę tylko o znalezieniu się na ribie. Na 5 metrach wszyscy strzelamy bojkę, ja moją wypuszczam z ręki wraz z kołowrotkiem i plączę się w linkę. Po wynurzeniu szybko wracamy do portu. Wkurzony idę na dłuższy spacer zastanowić się, czy cała ta zabawa naprawdę mi się podoba. Szybko stwierdzam, że trzeba walczyć dalej, chociaż scena z Groźnego potem nie raz staje mi przed oczami.
Na czwartym, zaliczeniowym nurkowaniem jestem liderem. Lubię to. Nie wiem dlaczego, ale konieczność odpowiadania za partnerów sprawia, że jestem bardziej skupiony i zdeterminowany na sukces (przeżycie?). Tym razem zadanie jest jeszcze trudniejsze. Mamy opłynąć cały wrak i bezpiecznie wynurzyć się w toni przy bojce strzelonej z około 15 metrów. Na morzu i w prądzie nie jest to ani łatwa, ani bezpieczna sztuka. Oczywiście szyper jest uprzedzony o całej procedurze i gotowy, w razie czego, do podjęcia nas z wody niekoniecznie przy miejscu cumowania.
Zanurzamy się dość szybko, sprawdzenie sprzętu i ruszamy zwiedzać wrak. Po dotarciu na pokład ustalamy jeszcze limity czasu i gazu do zawrócenia i wynurzenia. Robi się to na gorąco, dlatego że dopiero w wodzie można ocenić takie szczegóły jak widoczność, czy kierunek i siłę prądu. Nie śpieszymy się, zaglądamy do każdej dziury, ciesząc się widokami. Zaglądamy do maszynowni i kilku innych pomieszczeń. Podziwiamy także życie – małe rybki, które kolorystycznie upodobniły się do muszelek na wraku. Skrupulatnie, co każde 4-5 minut sprawdzamy gaz, by nie dać Majkiemu szansy na udowodnienie, że nurek nie kontrolujący ciśnienia w butlach w rzeczywistości nie potrzebuje powietrza. Jak na jeden wyjazd mam dość awarii. Tym razem wszystko idzie zgodnie z planem. Opływamy całego Groźnego i wracamy na miejsce startu. Decyduję się popłynąć z grupą jeszcze kilkanaście metrów w stronę dziobu, tak by biorąc poprawkę na prąd wynurzyć się przy ribie. Daria strzela boję i pięknie wynurzamy się do 5 metrów. Tam trzymając się za ręce wisimy na przystanku bezpieczeństwa, a potem wynurzamy się tuż przy zacumowanym ribie.
Cała trójka szczęśliwie kończy kurs, jesteśmy nurkami wrakowymi!
Cześć,
Paweł - gratulacje !. Czytając Twoje przygody z choroba morską - tym bardziej gratuluję.
Jednak dwie rzeczy zwróciły moją uwagę. Zakręcanie zaworów przez osobę trzecia podczas nurkowania - uważam to za niebezpieczne praktyki. I ustalanie limitu czasu i gazu będąc już pod wodą, na wraku. To można spokojnie zrobić na powierzchni, na pewno spokojniej i dokładniej. Ale to moje zdanie, nie krytykuję absolutnie metod szkolenia ani tego co robiliście, .
Pozdrawiam.
Tomek.
Ostatnio zmieniony przez TomKur 19-08-2012, 19:34, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 48 Dołączył: 02 Maj 2012 Posty: 709 Skąd: Warszawa
Wysłany: 19-08-2012, 19:55
Może trochę źle się wyraziłem przez formę opowiadania - był robiony plan nurkowania przed wejściem do wody - dokładne omówienie, założenie limitów itp. Jednak po zanurzeniu dopuszczalne były modyfikacje. Lider jeszcze raz pokazywał limity biorąc pod uwagę prąd i czas jaki poświęciliśmy na zanurzenie. Nic nie pozostawało przypadkowe.
Co do zakręcania zaworów - praktyka taka z tego co wiem jest dopuszczalna i zalecana w NAUI, właśnie po to, by zaprogramować kursanta na uratowanie sobie dupska pod kontrolą i opieką instruktora. Jedni instruktorzy to stosują, inni nie, zdania są podzielone. Majki stosuje to od lat, może sam więcej o tym powie. Każdy kursant o tym wie, w programie są wszelkiej maści awarie. To nie są kursy dla cieniasów .
Zakręcanie zaworów przez osobę trzecia podczas nurkowania - uważam to za niebezpieczne praktyki..
napisz prosze dlaczego tak uwazasz?
jacekplacek [Usunięty]
Wysłany: 20-08-2012, 10:08
Pawel_B napisał/a:
Co do zakręcania zaworów - praktyka taka z tego co wiem jest dopuszczalna i zalecana w NAUI, właśnie po to, by zaprogramować kursanta na uratowanie sobie dupska pod kontrolą i opieką instruktora. Jedni instruktorzy to stosują, inni nie, zdania są podzielone.
Cześć Paweł Wielu instruktorów ma takie praktyki zakazane przez standardy: nie można w czasie szkolenia prowokować prawdziwej sytuacji OOG. Wielu instruktorów uważa, że nie wolno nawet dotknąć zaworów kursanta - akurat ja do nich należę.
Pawel_B napisał/a:
To nie są kursy dla cieniasów
Odpowiednio poprowadzony nie sprawia hardcorowego wrażenia. I jak w każdym kursie nurkowym, kluczem do wszystkiego jest doskonalenie pływalności
Wielu instruktorów ma takie praktyki zakazane przez standardy: nie można w czasie szkolenia prowokować prawdziwej sytuacji OOG.
Jacku, z całym szacunkiem, ale CD NAUI zapewne lepiej zna standardy swojej organizacji, i skoro twierdzi, że standardy zalecają pokazanie kursantowi sytuacji realnego OOG to jednak wie, co mówi
Podejrzewam, że standardy różnych organizacji jednak się różnią, więc wydawanie tak kategorycznych osądów jest trochę na wyrost
Zakręcanie zaworów przez osobę trzecia podczas nurkowania - uważam to za niebezpieczne praktyki..
napisz prosze dlaczego tak uwazasz?
Wielu instruktorów uważa, że to niepotrzebne stresowanie kursanta.
Ja sama wybieram instruktorów, którzy nie bawią się "w rozbójnika". Nie znoszę "niespodzianek", ale doskonale wiem, że wielu znajomych właśnie dla takich praktyk wybiera Majkiego - przecież każdy może lubić co innego, prawda?
Rozumiem jednak, że jest to sprawa umowna pomiędzy kursantem a instruktorem, i kursanci są uprzedzeni, że coś takiego może się zdarzyć (sama jednak nie czułabym się komfortowo podczas takiego nurkowania z niespodziankami, cały czas czekałabym na "awarię", i byłabym spięta).
A tak przy okazji, już z doświadczenia - prawdziwe OOG bardzo różni się od nagłego zakręcenia zaworu (tzn przy OOG automat podaje "inaczej", da się to wychwycić i odpowiednio wcześniej, ZANIM skończy się całkowicie gaz, i spokojnie podpłynąć do partnura ).
A sam opis Pawła - świetny.
Brakuje tutaj na forum naszych opowieści nurkowych, a przecież na wiatach zawzięcie opowiadamy sobie własne historie, co często trwa dłużej niż samo nurkowanie
Ostatnio zmieniony przez arkac123 20-08-2012, 10:46, w całości zmieniany 1 raz
Brakuje tutaj na forum naszych opowieści nurkowych, a przecież na wiatach zawzięcie opowiadamy sobie własne historie, co często trwa dłużej niż samo nurkowanie
O tym samym pomyśleliśmy. Takie historie i fanie się opowiada i fajnie się ich słucha. A jak jeszcze można zdjęcia obejrzeć, to w ogóle bajer
Ja teraz pracuję nad relacją z Hańczy i wrażeniami z kursu deep
Brakuje tutaj na forum naszych opowieści nurkowych, a przecież na wiatach zawzięcie opowiadamy sobie własne historie, co często trwa dłużej niż samo nurkowanie :aaa:
I bardzo dobrze, to przecież dla zdrowia - wysycamy cielsko, nasycamy uszy.
Jednym z powodów niezbyt dużej ilości takich opowieści jest z pewnością to, że publikując relację wystawiamy się na oceny i reakcje innych, czasem łagodne, czasem niekoniecznie. W dodatku, wystawiamy nie tylko siebie, ale czasem i partnerów, instruktorów, przewodników itd. - a przecież sporo rzeczy można często wyczytać nawet między wierszami. Mniej lub bardziej świadomie staramy się chronić siebie i znajomych, tak więc czasem zdarza się stosować autocenzurę. To trochę ślepa uliczka, bo w ten sposób grożą nam wyłącznie opisy idealnie zaplanowanych i przeprowadzonych, niekontrowersyjnych, nurkowań. Tym bardziej więc dobrze, jeśli czasem ktoś odważy się zamieścić trochę szczegółów bez makijażu. Inaczej można by wpaść w kompleksy, czytając jak to wszystko wszystkim się udaje, a to ze mną coś musi być niehalo, skoro tak tę bojkę w sobotę... ech... ;)
Pisanie o sobie wymaga odwagi.
jacekplacek [Usunięty]
Wysłany: 20-08-2012, 12:09
Torpeda napisał/a:
Jacku, z całym szacunkiem, ale CD NAUI zapewne lepiej zna standardy swojej organizacji, i skoro twierdzi, że standardy zalecają pokazanie kursantowi sytuacji realnego OOG to jednak wie, co mówi
Czy ja gdzieś użyłem trybu wartościującego lub odniosłem się do standardów NAUI? Napisałem, że w wielu federacjach NIE WOLNO zakręcać zaworów kursanta a w bywa, że nawet ich dotykać.
arkac123 napisał/a:
A tak przy okazji, już z doświadczenia - prawdziwe OOG bardzo różni się od nagłego zakręcenia zaworu (tzn przy OOG automat podaje "inaczej", da się to wychwycić i odpowiednio wcześniej, ZANIM skończy się całkowicie gaz, i spokojnie podpłynąć do partnura ).
Niestety, nie zawsze tak się dzieje. Brak gazu w automacie nie koniecznie oznacza brak gazu w butli. Bywają przypadki, że robisz wydech i... gazu ni ma Kiedy i dlaczego tak się dzieje, zapraszam na szkolenie:
http://forum-nuras.com/vi...p=276948#276948
Jacku, mam nadzieję, że również napiszesz (albo Twoi kursanci) jakąś fajną relację, ale teraz już daj spokój z agitacją i komentowaniem standardów organizacji w której nie działasz. Oczywiście bez obrazy .
jacekplacek [Usunięty]
Wysłany: 20-08-2012, 12:36
Pawel_B napisał/a:
Jacku, mam nadzieję, że również napiszesz (albo Twoi kursanci) jakąś fajną relację
Iii tam. Moje kursy są nudne i spokojne - żeby nie było, że agituję - o takich się nie pisze Do tego jestem gupi i jak uważam, że inny instruktor jest w czymś lepszy, odsyłam do niego - spytaj Torpedy
Ostatnio zmieniony przez jacekplacek 20-08-2012, 12:39, w całości zmieniany 1 raz
Zakręcanie zaworów przez osobę trzecia podczas nurkowania - uważam to za niebezpieczne praktyki..
napisz prosze dlaczego tak uwazasz?
Cześć,
przedpiszący w zasadzie wszystko na ten temat napisali. Wg mnie nagłe, niespodziewane zakręcenie zaworów u innego nurka może po prostu spowodować wypadek - nawet śmiertelny. Prowokowanie sytuacji skrajnie niebezpiecznych jest wg mnie o prostu skrajnie niebezpieczne.
Pozdrawiam.
Tomek
p.s. napisałem, że moje uwagi nie maja na celu krytyki instruktora, federacji, itp. To jest po prostu moje zdanie.
Ostatnio zmieniony przez TomKur 20-08-2012, 13:11, w całości zmieniany 1 raz
Dołączyła: 02 Paź 2010 Posty: 887 Skąd: może być z Pucka :)
Wysłany: 20-08-2012, 13:37
jak rozumiem, są różne standardy w różnych organizacjach i każdy wybiera sobie instruktora i metody szkolenia
ja do niedawna wykluczałam swoje szkolenie na kursie, w którym instruktor zakręcałby kursantom zawory - wykluczałam z jednej podstawowej przyczyny. Nie umiałam pod wodą sama sobie odkręcić zaworów, a mam taki charakter, że lubię mieć poczucie (subiektywne) samowystarczalności. Moja wyobraźnia podsuwała mi sytuacje, w których instruktor straciłby panowanie nad moim zaworami po ich zakręceniu
Od około miesiąca nurkuję w twinie - zaczęłam w jeziorze pod okiem mojego instruktora, który m.in. miał pokazać mi i przećwiczyć ze mną procedurę samodzielnego zakręcania i odkręcania zaworów - okazało się, że sięgam, że umiem. Nie idzie mi to jakoś super sprawnie, ciągle ćwiczę, ale zmieniło mi się podejście do kursów, na których instruktor stosuje takie "sztuczki".
Dzisiaj, wiedząc, że umiem odkręcić sobie co najmniej jeden zawór dość szybko, wzięłabym udział w takim kursie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Administrator FORUM-NURAS uprzejmie informuje, że nie ponosi odpowiedzialności i w żaden sposób nie ingeruje w treść wypowiedzi umieszczanych przez użytkowników na Forum.
Zastrzega sobie jedynie prawo do usuwania i edytowania, w ciągu 24 godzin, postów o treści reklamowej, sprzecznej z prawem, wzywających do nienawiści rasowej, wyznaniowej, etnicznej
czy tez propagujących przemoc oraz treści powszechnie uznanych za naganne moralnie, społecznie niewłaściwe i naruszających zasady regulaminu.
Przypominam, że osoby zamieszczające opinie, o których mowa powyżej, mogą ponieść za ich treść odpowiedzialność karną lub cywilną.
Serwis wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane na Twoim komputerze. Technologia ta jest wykorzystywana w celach funkcjonalnych, statystycznych i reklamowych. Pozwala nam określać zachowania użytkowników na stronie, dostarczać im odpowiednie treści oraz reklamy, a także ułatwia korzystanie z serwisu, np. poprzez funkcję automatycznego logowania. Korzystanie z serwisu Forum-Nuras przy włączonej obsłudze plików cookies jest przez nas traktowane, jako wyrażenie zgody na zapisywanie ich w pamięci urządzenia, z którego korzystasz.
Jeżeli się na to nie zgadzasz, możesz w każdej chwili zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Przeczytaj, jak wyłączyć pliki cookie i nie tylko