Szkoda też trochę, że tak mało uwagi poświęca się stresowi powypadkowemu, który dotyka ratownika. Na własnej skórze przekonałam się, że nie należy bagatelizować problemu...
jak najbardziej, to nie bagatela. Kiedyś takiemu jednemu chciałem pomóc. Myślałem że rzygnę dalej niż widzę. Skończyło się na przewróceniu go na bok, bo mu z zakąsek wulkan wychodził, a tak popłynęło rzeką Wsiadłem do auta i odjechałem. Traumę przeżyłem 500 metrów dalej, ale wtedy to się jeszcze szok nazywał. Zatrzymało mnie takich trzech, co to jeden pisał, drugi czytał, a trzeci zadawał pytania. Za nic do nich nie docierało, ze śmierdzę z powodu miękkiego serca. Nic, tylko kazali mi wyjawić tajemnicę, niby po czym to balon nie wykazuje? Grożono mi, że zawiozą na dołek i zapomną zapisać to w papierach. Cale szczęście, ze kumple podjechali i trochę kibiców się zrobiło mimo nocki to mnie pościli i jeszcze zdarzyłem utopić tę traumę
Włodek K [Usunięty]
Wysłany: 08-03-2013, 13:32
Cytat:
Moim zdaniem, skromnym, szkolenie z podstaw pierwszej pomocy powinno być elementem każdych studiów
Powinno być elementem całego procesu edukacji od przedszkola do edukacji pracowniczej. Oczywiście na odpowiednim poziomie jako całkiem poważny element edukacji.
Nie jest niestety a skutki widzimy w koło np kiedyś w trakcie wypadku udzielałem pomocy osobie zaś tłum trąbiących, niecierpliwych kierowców zakłócił mi te czynności ponieważ zasłoniłem autem miejsce zdarzenia i nie mogli przejechać i pewnie popatrzyć.
Osoba wyrzucona z auta na zewnątrz traciła właśnie przytomność i musiałem ją zmuszać do nie zaśnięcia.
Takiej nieświadomości populacji nie da się zmienić jednym hasłem.
[ Dodano: 08-03-2013, 13:38 ]
Torpeda napisał/a:
Szkoda też trochę, że tak mało uwagi poświęca się stresowi powypadkowemu, który dotyka ratownika. Na własnej skórze przekonałam się, że nie należy bagatelizować problemu...
Nie należy bagatelizować problemu. Ale się bagatelizuje w sposób systemowy.
Problem stresu i jego długofalowych skutków dotyka całą masę ratowników i ludzi działających na styku tragedii ludzkich. To że w Twoim przypadku skułaś się po, jest właśnie takim skutkiem. Wiem że to jeden ze sposobów zapomnienia o tym czego się doświadczyło w trakcie działań tzw służb ratowniczych. Taka szybka zwykła ucieczka wynikająca z przerostu problemu poza zwykły poziom adaptacji.
[ Dodano: 08-03-2013, 13:43 ]
Voltek napisał/a:
Wsiadłem do auta i odjechałem. Traumę przeżyłem 500 metrów dalej, ale wtedy to się jeszcze szok nazywał. Zatrzymało mnie takich trzech, co to jeden pisał, drugi czytał, a trzeci zadawał pytania. Za nic do nich nie docierało, ze śmierdzę z powodu miękkiego serca. Nic, tylko kazali mi wyjawić tajemnicę, niby po czym to balon nie wykazuje? Grożono mi, że zawiozą na dołek i zapomną zapisać to w papierach. Cale szczęście, ze kumple podjechali i trochę kibiców się zrobiło mimo nocki to mnie pościli i jeszcze zdarzyłem utopić tę traumę
To chyba zwykły sposób działania tych którzy winni rozumieć tle problemy. Kiedyś pijany koleś lekko przywalił w słupek tak ze nie mógł odjechać koło wpadło w dołek. Dzwonię na 112 a koleś mnie wypytuje o to czy znam go czy jest moją rodziną i czy aby na pewno wiem że on jest pijany. Kur--- zrypałem kolesia ze 112 i pojechałem dalej mając w tyłku pijanego kolesia łażącego po drodze.
Potrafią zniechęcić do udzielania się.
Dołączyła: 12 Maj 2011 Posty: 2773 Skąd: jak wyżej
Wysłany: 08-03-2013, 14:12
ptja napisał/a:
Jeśli widzimy na ulicy kogoś leżącego, to co nam szkodzi podejść i zapytać go, co się stało? Pewnie 9 na 10 razy okaże się, że gość jest pijany "w trupa". I trudno, dużo nas kosztowało sprawdzić?
tym bardziej, że ten pijany w trupa też może potrzebować pomocy. Moje psy, z którymi włóczę się dość często po okolicznych lasach, łąkach, czy poligonach, dośc regularnie "wydłubują " takich neptyków z krzaczorów, a zdarzało się to także mocno późnym wieczorem, gdy temperatura mocno spadała, a człowiek był mocno niekontaktowy i mocno daleko od wszelkiej cywilizacji. I chociaż ich słowa po przebudzeniu nie wyrażają miłości do całego świata -a już na pewno nie do budzącego -to jednak warto się narazić na te parę k..wów
A co braku reakcji, to największe moje zadziwienie wzbudziła sytuacja, gdy takiż pijany tuptuś, z własnymi butami pod głową ułożył się przy płocie tuz przy bramce wejściowej na spory rynek w moim mieście - w dzień targowy, a więc młyn okrutny. Zapytałam najbliższego straganiarza - leżał od godziny. I pewnie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, ze był środek zimy, jakieś -15, a człowiek leżał nie budząc niczyjego zainteresowania na ziemi, a raczej lodzie. Gdy policjanci przyjechali po moim wezwaniu, ledwo go dobudzili.
Szkoda też trochę, że tak mało uwagi poświęca się stresowi powypadkowemu, który dotyka ratownika. Na własnej skórze przekonałam się, że nie należy bagatelizować problemu...
To że w Twoim przypadku skułaś się po, jest właśnie takim skutkiem. Wiem że to jeden ze sposobów zapomnienia o tym czego się doświadczyło w trakcie działań tzw służb ratowniczych. Taka szybka zwykła ucieczka wynikająca z przerostu problemu poza zwykły poziom adaptacji.
Nadmiar Jacków D. to akurat był drobiazg w porównaniu do późniejszych efektów stresu, które mnie dopadły. Gdyby jedynym efektem było tylko wypicie większej ilości łychy, to machnęłabym na problem ręką. Bardzo długo trwało zanim komukolwiek powiedziałam, że prowadziłam taką akcję, a dopiero niedawno byłam w stanie przyznać, że mój kurier nie przeżył. Duszenie tego w sobie kosztowało mnie zajebiście dużo i mam nadzieję, że już nigdy nie doprowadzę się do takiego psychicznego stanu.
To było dla mnie w dużej mierze motywacja, żeby [pojawić się na rekrutacji do grupy ratownictwa specjalistycznego przy OSP. Ku własnemu zaskoczeniu dostałam się... Czuję się jakbym ponownie wskoczyłam an siodło po bolesnym upadku z konia. Opór (psychiczny) jest, ale nie chcę wymiękać, bo wiem, że dobrze mi to robi...
BTW. facet w poszarpanym ubraniu, cuchnący alkoholem, bełkoczący, z rozbieganym wzrokiem... Pijany? Niekoniecznie. Tak samo będzie wyglądał cukrzyk - o tym warto pamiętać, zanim machniemy ręką i pójdziemy dalej.
Ostatnio zmieniony przez Torpeda 08-03-2013, 17:18, w całości zmieniany 1 raz
Nuroslaw [Usunięty]
Wysłany: 08-03-2013, 21:26
jeśli mówimy o stresie - najgorsze co może spotkać ratownika, to nadzwyczajna, szybka pomoc dziecku. Nie jakiemuś, ale doskonale znanemu, w rodzinie albo własnemu.
Ta sytuacja często przerasta najzimniejszego ratownika. Dopóki nie miałem własnych, to nie do końca rozumiałem jaka to różnica.
Ostatnio zmieniony przez Nuroslaw 08-03-2013, 21:28, w całości zmieniany 2 razy
Dycha [Usunięty]
Wysłany: 10-03-2013, 12:13
zgadza się, stres ratownika to powazna sprawa. Ale nie k ażdy ratownik po traumatycznych doznaniach posiada wsparcie psychologiczne, o którym się tak głośno trąbi.
- wyciąganie ludzi z samochodu z dna kanału portowego i widok podrapanej podsufitówki- wrażenia bezcenne. (na szczęście nie moje własne)
Czy była rozmowa z psychologiem? - nie było. Nie wszędzie (na świecie) opieka psychologa jest praktykowana. Powyższa akcja była w Danii.
Podczas akcji poszkodowanej osobie należy zapewnić również opiekę psychologiczną, która jest tak samo ważna jak samo udzielenie kwalifikowanej pomocy. a najgłupsze co można zrobić to od razu po wypadku powiadamienie rodziców ofiary. Nie dość, że trzeba się szarpać w akcji to jeszcze z rodziną denata.
Ale najwspanialsze chwile są wtedy gdy usłyszysz od menela, który rzyga dalej niż widzi, że nie tak się ratuje ludzi i jeszce trzeba się bujać z takim jełopem i pisać sprawozdania etc.
Nie powiem... prokuratura też potrafi być upierdliwa i rozdrapuje delikatne sprawy. A to tylko ludzka psychika.
Rambo też pękł w końcu i miał syndromy jakiejś psuchozy nawet.
Wiek: 46 Dołączył: 19 Maj 2009 Posty: 181 Skąd: Leszno
Wysłany: 11-03-2013, 10:58
Świetny tekst Torpeda.
Dlaczego warto umieć ratować ludzi?
Ponieważ nawet jeśli nie ma dla nich nadziei na ratunek stwierdzi to lekarz. Czasem nasza pomoc w beznadziejnej sytuacji może pomóc innej osobie.
Z życia...
Jakiś wolny dzień od pracy około godzin południowych oglądałem tv lub robiłem coś na komputerze. W bloku nawet jak ktoś trzaśnie drzwiami na korytarzu to dość głośno słychać. Pies szczekający kilka mieszkań wyżej, ktoś gdzieś dalej stłucze talerz to też łatwo rozpoznać. W tej różnorodności dźwięków życia blokowego, które z czasem to nawet udaje się jakoś ignorować i nazywać ciszą dobiega krzyk. Przeraźliwy, głośny wołający o pomoc krzyk kobiety padający niby z daleka ale tak donośny jakby mi ktoś krzyczał nad uchem. Trudno mi jest ten przeszywający krzyk opisać ale ktoś kto go wydawał wykrzesał każdy decybel jaki tylko mógł. Po chwili jasne było, że to sąsiadka 2 piętra wyżej woła o pomoc. Dziwiło mnie tylko zachowanie innych stojących w bezruchu tak jakby „widzieli przez beton” a problem pofatyguje się do nich... Sąsiadka – starsza Pani trzymała swego syna w rękach kilkanaście centymetrów nad ziemią w swoim mieszkaniu. Na ile dźwigała ona jego ciężar a na ile sznur z pętlą na jego szyi nie wiem. Po odcięciu sznura i zdjęciu go z szyi wyraźnie zaznaczone było wgłębienie po nim na około centymetr z sinymi odcieniami. Nie potrafię tego dokładnie opisać ale pamiętam, że towarzyszyło mi cały czas wrażenie, że wisiał już parę ładnych godzin. Widziałem trupa z błagającą o ratunek dla niego jego matki. Wykonywałem masaż serca, sąsiad oddychanie, ktoś inny trzymał matkę, żeby nie przeszkadzała ale żeby cały czas widziała, że go ratujemy. Podświadomie wiedziałem, że dalsza reanimacja nie ma sensu ale powtarzałem sobie, że nie jestem lekarzem więc nie będę oceniał szans – robić swoje, robić to dobrze, dokładnie i do czasu przyjazdu karetki. Wzrok matki, jej płacz i lament zmienił się na dużo spokojniejszy odkąd widziała jak staramy się pomóc jej synowi. Cały czas towarzyszyło mi wrażenie, że bardziej pomagamy jej w tych chwilach. Przyjechało pogotowie i lekarze natychmiast stwierdzili zgon. Pierwsze słowa choć nie pamiętam ich dokładnego brzmienia dały nam do zrozumienia że „wisiał za długo”. Użyto jeszcze defibrylatora ale widziałem po twarzach ratowników, że to chyba bardziej z powodu wykonania procedury. Nie było widać nadziei. W momencie kiedy zaprzestano ratować poszkodowanego a lekarz głośno stwierdził zgon spokojny płacz matki przerodził się ponownie w przeraźliwy krzyk rozpaczy.
Na dany moment zrobiliśmy wszystko co można było zrobić, aby nieść pomóc. Nie jestem lekarzem i uważam, że właśnie dlatego powinniśmy wykonywać pewne czynności ratownicze odruchowo zamiast kombinować, stawiać diagnozę lub oceniać, że nie można więcej pomóc. Poza tym mam wrażenie, że na tamten moment nasza chęć pomocy była bardziej potrzebna tej starszej Pani niż jej synowi ale czy to znaczy że nie było warto?
Czytając Wasze posty, przypomniała mi się pewna sytuacja, w której - wstyd się przyznać - mogłem pomóc, ale nie pomogłem (a może już nie mogłem pomóc?). To było w mieście, pewna kobieta leżała na przejściu dla pieszych bez ruchu, a ja przechodziłem akurat obok tego przejścia. Zupełnie przypadkowo tam się znalazłem, ona leżała jakby martwa, obok niej jej rower, na którym jechała. Albo zasłabła, albo miała zawał, albo coś... Nie wiem, czy żyła. Wyglądało, jakby nie. Nie była potrącona przez samochód. Raczej zasłabła akurat w tym miejscu i spadła gwałtownie z roweru. Miałem przejść chyba przez to przejście, ale w momencie, kiedy ją zobaczyłem, skręciłem w drugą stronę... Miałem jakby pierwszy odruch zrobić coś, podejść, szukać pomocy wśród ludzi, ale wiedziałem też, że jest to sytuacja i takie miejsce w mieście, w którym na pewno ktoś zaraz zareaguje. Więc mówiąc wprost, po prostu umyłem ręce. Patrzyłem, że wielu kierowców, którzy zostali zablokowani przez zdarzenie, też nie wychodziło z aut. To mi uświadomiło, jak bardzo ludzie się boją. Ja osobiście, kiedy tak teraz analizuję sytuację, nie pomogłem, bo: a) wstydziłem się, b) bałem się, że nie będę wiedział, jak tej pomocy udzelić, c) wiedziałem, że ktoś zaraz zareaguje, d) nie chciałem sobie robić problemów. A poza tym byłem w szoku i stresie i trochę w złym nastroju, i stąd tak się zachowałem... OK, można mi zarzucić znieczulicę, dowiedziałem się o sobie złych rzeczy, wiem że następnym razem to mogę być ja itd.... Ale chyba nasza reakcja na takie zdarzenie akurat bardzo zależy od sytuacji, od tego, gdzie to się dzieje, od naszego nastroju, może od charakteru, od tego, czy się czujemy na siłach - nie myślicie?
Wiek: 49 Dołączył: 06 Lut 2006 Posty: 1166 Skąd: Warszawa
Wysłany: 28-07-2014, 14:46
Limoncello napisał/a:
Ja osobiście, kiedy tak teraz analizuję sytuację, nie pomogłem, bo
Zagadnienie dosyć szczegółowo opisane w psychologii. Z materiałów łatwiejszych w czytaniu np. Robert Cialdini - "niewiedza wielu".
W takich sytuacjach warto zrobić cokolwiek i mieć to "cokolwiek" z góry zaplanowane, bo po pierwszym ruchu będzie łatwiej. Ten pierwszy ruch to może być 112.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Administrator FORUM-NURAS uprzejmie informuje, że nie ponosi odpowiedzialności i w żaden sposób nie ingeruje w treść wypowiedzi umieszczanych przez użytkowników na Forum.
Zastrzega sobie jedynie prawo do usuwania i edytowania, w ciągu 24 godzin, postów o treści reklamowej, sprzecznej z prawem, wzywających do nienawiści rasowej, wyznaniowej, etnicznej
czy tez propagujących przemoc oraz treści powszechnie uznanych za naganne moralnie, społecznie niewłaściwe i naruszających zasady regulaminu.
Przypominam, że osoby zamieszczające opinie, o których mowa powyżej, mogą ponieść za ich treść odpowiedzialność karną lub cywilną.
Serwis wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane na Twoim komputerze. Technologia ta jest wykorzystywana w celach funkcjonalnych, statystycznych i reklamowych. Pozwala nam określać zachowania użytkowników na stronie, dostarczać im odpowiednie treści oraz reklamy, a także ułatwia korzystanie z serwisu, np. poprzez funkcję automatycznego logowania. Korzystanie z serwisu Forum-Nuras przy włączonej obsłudze plików cookies jest przez nas traktowane, jako wyrażenie zgody na zapisywanie ich w pamięci urządzenia, z którego korzystasz.
Jeżeli się na to nie zgadzasz, możesz w każdej chwili zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Przeczytaj, jak wyłączyć pliki cookie i nie tylko